img
II
Dodatek specjalny
29 września 2008 * Kurier Galicyjski
PASTERZU BIAŁY
ĆMA
Ty słońce przecie wstrzymałeś
w swym złocie,
A polską glebą poruszyłeś
Zapytała się ćmy ćma
ziemię,
Czemu we dnie we śnie trwa
Pasterzu biały, pielgrzymie
I tak nas zaprowadzisz na
Orłu koronę ubrałeś
Powiedziała gdy się zbudzi
wszechczasów
Ojczyzny łono
w swym locie,
Jest noc i nie widzi ludzi.
I znów ucałowałeś swój
Nie tylko Lwowem Twą miłość
Bo Polską wzrosłeś w swego
czarnoziem złoty,
skrwawiono.
ludu plemię.
„Odlatujące ptaki” 1995 r.
I znów się wsłuchiwałeś
w poszum rodnych lasów,
Stanąłeś w zadumie przed
A imię Twoje
d
Ustami rozdawałeś swe słowa
jubilera sklepem,
wunastu przy Tobie,
LOS
klejnoty.
Przekazałeś spragnionym to,
A Imię Twoje Łaską Pańską
co najważniejsze,
dane,
A wzrosłeś w swą ziemię tylko
Sprawiedliwą mądrość
Pasterzu Biały, w swej tiary
miłowaniem,
wielokrotnym echem
ozdobie
Piszę łkając,
Wszak ukochałeś co nam było
I stało się wielkie, pozorem
Tak nam błogosławisz,
Łkając piszę,
dane,
najmniejsze.
w serc szaty królewskie,
jak Ci było brane.
Popijając
Krakowem wzrosłeś w swoje
I schyliły w pokorze swej
Czerstwą pizzę.
miłowanie
Maluczkim przecie wystawiłeś
kłosów zagony,
„Fotografie polskie” 2000 r.
Łkając chleję,
I oddałeś Kraków Ojczyzny
trony,
A lazurem jaśniały sklepienia
Chlejąc łkam
wezwaniem.
Ubrałeś najskromniejszych
niebieskie.
Taki ze mnie
Zimny drań.
Łzy to poza,
BRYCZKĄ ZAWIOZŁEM CIĘ ZA MIASTO
Pozą łzy,
MATCE
Mnie mimozą
Pachną bzy,
Tak kraśnie, że sam rubin pobladł
Wykwitłaś wiotko, niebanalnie,
Ze mnie drwi
I poszliśmy na pierwszy obiad.
Niespotykanie seksualnie,
Już cały świat,
Spojrzałaś mimo, lecz prześlicznie
A potem było już śniadanie
Ty nic nie pamiętasz,
Piję pizzę
I niezdobyciem eterycznie.
Też niebanalne niesłychanie,
A tak bym chciał,
Ze sto lat
Wypiłem pierwsze nasze mleko,
Nie możesz być piękniejsza,
I zagryzam wódą
Chłonąłem wzrok Twój lekko
Gdy słońce skryło się za rzeką.
A tak bym chciał.
Twarz
drwiący,
W samotności
Niespotykanie tak pragnący,
I dzień powszedni śnił niedzielą,
Po co kwitną kasztany,
Twarzą w twarz.
Jakby napotkał wichr miłosny
Mówiłempragnę tak niewiele,
Po co słońce w swym złocie,
Nie wzruszają
Dowodem były nasze liście
Topiący śniegi wczesnej wiosny.
Po co słowo – kochany,
Mnie te bzy,
Szumne zielenią uroczyście.
Po co ptaki w locie?
Chociaż łkają
To były twoje pierwsze słowa,
Moje sny.
I wszystko było niebanalne
Tak rozpoczęła się rozmowa,
Po co jutrznie i zorze,
Sny ma łkają
Ująłem dłoń twą oczywiście,
Niespotykanie seksualne
Po co ranków błękity,
Martwą duszą
Poszliśmy razem zbierać liście.
Niekiedy nawet platoniczne,
Po co spienione morze,
Nie wzruszają
Tak niebywale erotyczne.
Po co piszę niezmiennie
Po co noce i świty?
I nie wzruszą
Bryczką zawiozłem Cię za miasto
Gdy nie tkwisz – tkwiąc we mnie.
Choćby dziewic
„Wiersze i ballady miłosne” 1989 r.
I powiedziałem – tam jest krasno,
Po co listopadowe dnie,
Przyszło sto
„Odlatujące ptaki” 1995 r.
Po co trwam nadaremnie,
Spadnę z nimi
W samo dno.
Co uśmiechem?
DZIEWECZKA
Moje łzy,
A co grzechem?
Właśnie ty.
Życie dnem jest
Miała lica z krasnolica
Albo nie,
I wetkaną w kord swój jesień.
Albo gestem
Szczęście wrze,
Na nic tu frazeologia,
Albo pustką
Gdy się perlą słowa piękne,
Moim tłem,
Może będzie demagogią,
Albo usta
Gdy przed dziewczem tym
W słonej mgle.
uklęknę.
Czynem piszę
Długopisem
Powiem wówczas – piękna damo,
Wyczerpanym
Balast lat obciążył duszę,
Mroku świtem.
Czy nie będzie więc to samo,
Drżące ręce
Gdy ci wyznam to co muszę.
Na obrączce,
Radujące,
Tyś młodości jest królową
Mijające.
A jam stary z siwą głową,
Spada w próżnię
Aleksander Szumański (od lewej) i Janusz Tysson aktor Polskiego
Gdym młodości dzierżył godło
Moje dno,
Teatru Ludowego we Lwowie
Szła dzieweczka złotolica
Ciebie jeszcze być nie mogło.
Jak odróżnić
Nad nią się pochylał wrzesień,
Dobrem zło?
„Odlatujące ptaki” 1995 r.
Kraków, 2001 r.
DLACZEGO
SPLECIONY ŚWIAT
POŻEGNANIE
Dlaczego właściwie
Cię kocham?
Sam nie wiem.
Nicią jedwabiu splotę świat,
Lwów pożegnał nas siwą
Może dlatego,
Jak sianokosów stóg
Że gwiazdy wstęgą na niebie,
już mgłą
I tajemniczy wonny kwiat
A może jesteś łzą w oku
Złożę u Twoich stóp.
Za te lata spędzone wraz
Gdy Ciebie nie ma,
z nami
A może rankiem
W tym splocie będę tylko ja
I z oddali już tylko się skrzą
Kiedy wychodzisz
I nim przekroczę próg,
Kamienice i Rynek nasz z
Na do widzenia.
W tych odrzwiach tylko Ty i ja,
lwami.
Może dlatego
Złożony u Twych stóp.
Że jesteś sroga
I te lata ziszczone wraz z Tobą
Na powitanie,
Jak złotolistny barwny krzew,
Na krakowskim już bruku
Może dlatego
Jak nenufary słodkich wód,
Że nasza droga
przetarte,
W mych żyłach krąży taka krew,
Niebnym posłaniem.
Złożona u Twych stóp.
Byłaś Lwowa swojego ozdobą
I będę swoim życiem trwał
Bo bez Ciebie cóż wszystko
Dlaczego właściwie
Wybrawszy jedną z dróg
Uprzędę również taką nić,
jest warte.
Cię kocham?
Gdzie tajemniczy legł nasz świat
Wyssany z kwiatów miód,
Cierniem
Sam nie wiem.
U Twoich stóp.
By najpiękniejszy wzrosły kiść
Ali (żonie) w 1998 r.
Bez Ciebie.
Może dlatego
Złożyć u Twoich stóp.
we Lwowie
Kraków, 2001 r.
Że życie
„Wiersze i ballady miłosne” 1989 r.