img
23
Kurier Galicyjski * 30 lipca – 16 sierpnia 2010
LWoWskie proFanum
JOANNA DEMCIO
tekst i zdjęcia
przynajmniej wynika z opowiadania
Opisy Lwowa zaczynają się
Mayena. Pewnego razu siedząc w tej
przeważnie z tej samej nuty –
knajpce przy Wałach, zwrócił uwagę
wspaniała architektura, aż trzy
na dziwnych dżentelmenów przy stoli-
katedry, wybitni mieszkańcy,
ku obok – „barczysty brunet o brutalnej
kosmopolityzm i mieszanka
twarzy, elegancki grubas w pepitowym
narodowościowa. Dzisiaj bę-
ubraniu i wylizany, wymokły młodzie-
dzie o tym, co łączy te wszyst-
niec. Milczą, a jednak ma się wrażenie,
kie wątki. Jednak na bok od-
że konferują ze sobą. (…) Milcząca trój-
stawimy sacrum i skupimy się
ka skończyła swą niemą konferencję
na profanumlwowskich ka-
i wtedy stała się rzecz niezwykła. Brutal
wiarniach mianowicie. No bo
sięgnął do kieszeni i wydobył z niej po-
tak – Żydzi, katolicy i prawo-
tężny plik banknotów: dwudziestozłotó-
sławni być może i się modlili w
wek, pięćdziesiątek i setek, owiniętych
różnych domach modlitwy, ale
grubą warstwą banknotów pięćsetzło-
czas spędzali razem, zbierając
towych! (…) Kiedy snułem podejrze-
się w knajpce, a wielcy tego
nia, kim ci dżentelmeni mogą być,
miasta kuli swe talenty przy
usłyszałem nagle gwar w sąsiednim
koniaku i kawie właśnie.
„W kawiarnianych mrokach żyją
pokoju karcianym. Liczna grupa ludzi,
całe grupy ludzi, tworząc charakte-
stojąc, otaczała kołem jeden ze sto-
rystyczną i specjalną publiczność,
lików. Patrzyli jeden drugiemu przez
żądną ruchu nerwowego i oddechu
ramię i w pewnym momencie rzucili
Europy, co wionie ze szpalt zadru-
się wszyscy jak oparzeni, podnosząc
kowanej bibuły, spragnioną plotek
krzyk i wszczynając dyskusję, która
wielkiego miasta, a przede wszystkim
rychło przeszła w kłótnię, grożąc, że
życia błyskotliwego, na falach drga-
lada chwila zamieni się w bójkę. Za-
jącego światła, w arabeskach dymu,
pewne hazard, pomyślałem – bakarat;
wśród nawoływań kelnerów.” – pisał
a siedzący przy stole bankier wyrzucił
w 1910 r. Franciszek Jaworski w swo-
pewnie w dwóch kartach dziesiątkę.
im „Kawiarnianym dymie”. Ten bywa-
Stąd ta emocja. Ale skoro po chwili
Żydowska knajpa „Pod złotą różą”
lec „Cafe Monopol” wiedział, co mówi.
stojący zaczęli się rozchodzić, ujrza-
Urok każdego lokalu zawsze opierał
łem na stole, ku memu zdumieniu,
nia, odpowiedział: „Nie będę czyścił
się na swojej klienteli, o czym, zdaje
miast talii kart – szachownicę. I wstyd
kapelusza złodziejowi”.
się, ostatnio zapomniano. Gdy wróci-
mi się zrobiło mej podejrzliwości…”
Podobną atmosferę co w „Szkoc-
łam do Lwowa po dłuższej nieobec-
„Carlton”, pomimo, że usytuowa-
kiej”, bo równie ponadnarodową, ponad
ności, koleżanka zabrała mnie na wy-
ny na Wałach, nie był typową dla tej
wyznaniową i ponad polityczną, można
cieczkę… po knajpach. Przechodzi-
lokalizacji kawiarnią. To, co łączyło de
było znaleźć w „Atlasie” pod 45 nume-
łyśmy od Domu Legend do Gazowej
la Paix, Wiedeńską Imperial, Cariton
rem na Rynku. Było to miejsce artystów,
Lampy, od Loży Masonów do Lewego
i Grand, to sytuacja pod pomnikiem
ekscentryków, rewolucjonistów i cy-
Brzegu, a buzia otwierała mi się coraz
Sobieskiego, gdzie biło serce spo-
ganerii – wszyscy żyli tu zgodnie. W
szerzej. To nie były zwykłe knajpki,
łeczności kupieckiej. Mayen najbar-
środku znajdowało się pięć sal – Biała,
tylko po mistrzowsku zaaranżowane
dziej upodobał sobie de la Paix, przede
Beczkowa, Szara, Zielona i Artystycz-
muzea. I tu leży pies pogrzebany…
wszystkim ze względu na widok z okna
na. W Beczkowej siadał okrakiem na
Owszem – imitacja uduchowionego,
na ulicę Kurkową. „Na ogół jednak nie
beczkach Jan Kasprowicz z Brunem
specyficznego i raczej przedwojenne-
mają stoliki przy oknach większego
Schulzem i popijał trunki z kubków przy-
go Lwowa jest wręcz genialna, cze-
powodzenia od stołów, położonych w
mocowanych łańcuszkami do ścian. W
goś takiego nawet Kraków i Wiedeń
głębi sali. Wszak mało który z gości
Białej przesiadywali miłośnicy wódki
może nam pozazdrościć, ale… imita-
„de la Paix” ma czas i cierpliwość na
i kiełbasy, w Szarej – nalewek i mięs, w
cja pozostaje jedynie imitacją. Kiedy
zachwycanie się pięknymi widokami.
Zielonej – malarze. W „Atlasie” ściany
siedzę w Kryjówce w niesamowitej
Przychodzą na gazety, na kawę albo –
były ozdobione karykaturami i wiersza-
partyzanckiej atmosferze, otoczona
najczęściej – w poszukiwaniu interesu.
mi, nie rzadko złośliwymi opisującymi
całą artylerią, jedyną rzeczą, która
Do tego celu zaś trzeba przede wszyst-
znanych gości. Tutaj poglądy zostawia-
nie daje mi spokoju, to grupy prze-
kim być widzianym i widzieć: nie piękne
no za progiem – stoły endecki i niemiec-
wijających się przez lokal turystów,
widoczki, tylko innych gości, interesan-
ki koegzystowały ze sobą. A nowym
robiących sobie pamiątkowe zdjęcia
tów. Trzeba być do lokalu zwróconym
gościom przedstawiano skrupulatnie
przy każdym kałasznikowie. Już nie
en face, a nie kokietować profilem.
spisany regulamin kawiarni:
wspomnę o tym, że aby się wbić do
Kanapki pod oknami w de la Paix, po
1. Goście, którzy przypadkowo,
jednej z popularnych knajp, należy
dwie naprzeciw siebie przy każdym
przez pomyłkę, rachunek gotówką
albo ubiec z rezerwacją gości z Kijo-
stoliku, zwrócone zaś, wedle miłego,
płacą, mają 100% opustu.
wa, albo wpadać w poniedziałkowe
starego wiedeńskiego sposobu, bokiem
2. Po wymówieniu kredyty – po-
południa. A przecież „kawiarnia to
do sali, na wpół do ulicy. Tak siadywali w
trawy i trunki będą podawane tylko
spotkanie, którego się sobie nie wy-
oknach sławnej „Cafe – Fenstergucker”
po złożeniu zastawu (zegarek, palto
znacza, ale na które się przychodzi”.
oficerowie i eleganci, obserwując przez
– nie koniecznie swoje własne).
Aby lepiej zrozumieć o co mi cho-
szyby ruch uliczny. Ciałem byli w lokalu,
3. Firma, jeżeli gość pozostawał
dzi, należy zapoznać się z tą lwowską
duchem na ulicy”.
W tym budynku mieściła się słynna kawiarnia „Szkocka”
w lokalu przez godzinę, odpowiada
kawiarnianą rzeczywistością sprzed
Tak,… kawiarnie lwowskie tętniły
za jego zęby, kapelusz, torbę, laskę
lat.
życiem wielkiego miasta. To, co najlep-
i ewentualnie kochankę.
Tak jak ja obecnie znalazłam coś
sze i najciekawsze we Lwowie przeno-
blatach świetnie służyły za tablice –
dłuższy czas w lokalu, w którym nie
4. Za nazywanie lokalu mordow-
do „wytknięcia” współczesnym właści-
siło się do lokalu. Jednak na wszyst-
wiecznie pokryte liczbami i wykresa-
urządzenie, ale atmosfera jest inte-
nią gospodarz bezwarunkowo wdraża
cielom lokali, tak samo w 1934 roku
ko trzeba czasu, przecież jeszcze na
mi były notorycznie wyklinane przez
gralną częścią środowiska i zbyt mało
kroki sądowe.
pewien żurnalista wypominał grze-
początku lat 90 można było przejść
sprzątaczkę (pod jej ścierką zniknęła
sensytywni, by tę atmosferę wytwo-
„Atlas”, choć i przetrzymywał „czas
chy ówczesnym „kawiarzom”. Otóż
się jedynie do „Krówki” na Kopernika
nie jedna nowa teoria matematycz-
rzyć i odczuć – nie są bywalcami ka-
od czasu” młodzież lewicową, mordow-
zlwowianizowane życie wiedeńskie
(pyszne ciasta i ogromne akwarium)
na). Matematycy zbierali się w ka-
wiarnianymi (…)”.
nią zdecydowanie nie był. Tym określe-
w pewnym momencie zaczęło ulegać
i całkowicie radzieckiej w wystroju
wiarni przeważnie między godziną
Prawdziwymi lokal patriotami mo-
niem już mógł się raczej cieszyć lokal
zwyczajom warszawskim, prym pod
spelunki naprzeciwko katedry, która
17 a 19, wypijając hektolitry kawy i
gła natomiast się poszczycić „Szkocka”
„Pod Gwiazdką” na ulicy Łyczakowskiej,
tym względem ponoć wiodła kawiar-
przeżywała oblężenia w niedzielne
koniaku i wypalając setki papierosów,
przy ul. Akademickiej, klienci nie tylko
w którym to właśnie się zbierali młodzi
nia „George”.
popołudnia (starsi lwowiacy wiedzą
pracowali po kilkanaście godzin, po-
wierni, ale i najróżniejszego pokroju
rewolucjoniści,  lewicowi  inteligenci,
„Aby zrozumieć, co to jest typowa
o czym mówię). Teraz, na każdym
noć najdłuższa sesja trwała 117 go-
– zakochane pary, stare plotkarki,
ukraińscy literaci z kół lewicowych, ale
kawiarnia warszawska, trzeba sobie
kroku wpadamy na kolejną knajpkę
dzin. Oczywiście na pracy ich świat
samotni czytelnicy gazet, bilardzi-
ponoć także konspiratorzy, działacze
przede wszystkim uprzytomnić, że do
i ogródek, Lwów znowu dzięki temu
kawiarniany się nie kończył, poczucie
ści, żydowska inteligencja, studen-
zdelegalizowanej KPZU i członkowie
niedawna jeszcze w całej Warszawie
odżył. Jednak należy pamiętać o tym,
humoru w tym środowisku było dość
ci z pobliskiego akademiku. Jednak
organizacji bojowych. Tak więc było
w ogóle ani jednej kawiarni nie było”,
że kawiarnia to nie tylko stoły, krzesła
znane. Jedna z historii opowiada
o pewnych bywalcach Szkockiej
tam ekscytująco, czasami strasznie, ale
pisze Józef Mayen w „Gawędach
czy trunki, kawiarnia to profesor, lite-
sytuację docenta matematyki Uni-
grzechem byłoby nie wspomnieć
przede wszystkim wesoło. Bo właśnie
o Lwowskich Kawiarniach”. Warszaw-
rat, kupiec, student, hazardzista i re-
wersytetu Lwowskiego, Hermana
dokładniej. O Banachu, Steinhausie,
„Pod Gwiazdką” serwowano „nagan”
skie imitacje wiedeńskich kawiarni były
wolucjonista. Jedynie w takim wypad-
Auerbacha: kupił on sobie wiosną
Kaczmarzu i innych matematykach
spirytus pieprzowy z dodatkiem in-
wyjątkowo nieudane przede wszyst-
ku lwowskie kawiarnie nie tylko będą
nowy kapelusz, ale wkrótce ktoś
mianowicie.
grediencji, tylko Swystunowi, właści-
kim ze względu na… tryb życia miesz-
kolorowe, ale też i zaczną oddychać.
mu go zabrał z kawiarni, zostawia-
Dlaczego akurat „Szkocką” upodo-
cielowi lokalu, znanymi. Mówiono, że
kańców stolicy. (…) „zbyt aktywni, by
jąc na wieszaku znacznie gorszy.
bali sobie – nie wiadomo. Być może
zwalał z nóg po pierwszym strzale.
godzinami zatopić się w lekturę pism
Artykuł ten pisałam częściowo w
Auerbach nosił ten podrzucony
przez to, że nigdy nie było tam zbyt
„Podejrzane” towarzystwo zbie-
lub pogrążyć się w zadumę, zbytnio
Déjà vu, stolik przy oknie po lewej
kapelusz, nigdy go nie czyszcząc,
tłoczno, być może ze względu na wy-
rało się też w „Cafe Carlton”, tak
goniący za blichtrem, by móc spędzać
stronie.
spytany o powód takiego zachowa-
strój – małe stoliki o marmurowych