16
Wańkowicz w Kosowie
31 lipca–16 sierpnia 2012 nr 14 (162) * Kurier Galicyjski * www.kuriergalicyjski.com
W KRAINIE GŁODOMORÓW
miasteczko Kosów i odkryłem wca-
zaczynają machać ze wstrętem rę-
le, wcale niczego oberżę. Niosłem
kami.
ci ja teraz we wątpiach przemyco-
- Z „Kuriera” jestem – kłaniam się
ne z tejże oberży pstrągi, przeto,
niezdarnie. Teraz autochtony zgod-
że tak rzekę, problemat kolacji
nie zaczynają gwizdać.
interesował mnie raczej teoretycz-
Rozeźlam się i wzywam swego
nie.
Wergiliusza, żeby podążył dalej.
- Racja – powiada – jak już za-
A zresztą, Boże drogi, według
częli gwizdać, to zaraz będzie gęg
mojej własnej teorii higienicznej
na kolację.
człowiek może jeść co kwadrans...
Potem mi wytłumaczono, że z
Przy stole dają mi strużyny z
gwizdaniem są stale połączone pew-
czarnej rzodkwi, rzepę duszoną z
ne ćwiczenia, a strzepywanie ręka-
tartym ni to serem, ni to twarogiem.
Szlachetna ryba pstrąg przewróciła
mi ma oznaczać zrzucanie z siebie
się we mnie z oburzenia.
zmęczenia.
Tedy pytam szeptem scenicz-
Ale teraz myślę przede wszyst-
nym usługującej Hani:
kim o tym „gęgu” na kolację. Więc
- Czy nie można by otrzymać
jednak!
butelki piwa?
W drodze w jednym z uzdrowisk
„Zaruszały się posągi; królowie
zapewniała mnie słowem honoru jakaś
umarli na kamiennych sarkofagach
paniusia, że „u Tarnawskiego nocą tru-
na dłoniach się wsparli”... Patrzą na
py w workach wynoszą”. Wierzyć w to,
mnie oblicza wojewody Jaroszewi-
nie wierzyłem, ale zawsze – w każdej
cza, profesora Ignacego Chrzanow-
gadce musi być jakaś część prawdy.
Budynek starego sanatorium
skiego, profesora Bujaka (widziałem
Może, na przykład, nie w wor-
go już przy kucaniu z gwizdaniem),
kach i nie w nocy i nie wynoszą, ale
Tęsknie rzuciłem okiem za siebie,
profesora Konopczyńskiego.
całkiem po prostu – w dzień, w trum-
narkę z plecionki wzutą na gołe cia-
- Kędy do zakładu doktora Tar-
ale za późno: brama się zatrzasnęła.
Nie ma co – jem rzepę. Po ko-
nach i nawet parą koni.
ło; takież na takimż krótkie spodnie;
nawskiego?
Wyczytałem na niej napis: „Wła-
lacji – dancing. Głodomory wywijają
Toteż na wszelki wypadek zre-
po czym – gołe łydki; poczym – san-
- Ne znaju.
daj sobą!”
przy gramofonie.
kognoskowałem przedtem jeszcze
dały.
- Jak to? Nie wiecie? Zakład...
Chrząknąłem i władnąłem. Ale
Stwór ma białą myckę na głowie
Bolnycia... No szpital… Dużo cho-
mi się smutno zrobiło za wolnością.
i rusza wyniośle grdyką. Tandem
rych.
Zaiste – klasztor. Dwadzieścia mor-
żółte okulary. Tandem lagę.
- Ce znaju. Tilki chworych ja tam
gów prześlicznego ogrodu, w którym
- Jeżeli „chworyj”, to pół biedy –
ne baczyw... A durnych bahaćko.
drzewa uginają się od owoców. Ciche
myślę sobie – ale jeżeli „durnyj”?
żwirowane ścieżki. Niskie pawilony z
Zginam się tedy w pałąk jak Re-
Małe oczki Hucuła śmieją się w
bursztynowego drzewa, w których
inecke-Lis, kiedy sunął z duserami
siatce zmarszczek. Czerwone portki
oknach palą się słońca. I ludzie w
do wilczej familii, i pytam najsłodziej,
jarzą się w ukośnych promieniach
bieli.
uskakując z lekka za auto:
słońca. Kożuch czarnym włosem
Służący w trepach bierze walizy
- Przepraszam, gdzie się mieści
na wierzch – jak w feerii. Zajeżdża-
i wiedzie mnie w siódmy krąg tych
dyrekcja zakładu?
my przed tusculum głodomorów
krain. Na prawo odsłania się plac,
- Taż za bramą – odpowiada
Wszechpolski, lecznicę doktora Tar-
na którym pasie się duża grupa au-
nawskiego.
stwór najczystszą Iwowszczyzną.
tochtonów.
„Bez okazania karty, wystawionej
Muszę tedy stwierdzić, że na
Gong. Autochtony stają w or-
przez zarząd zakładu, wstęp wzbro-
samym wstępie złamałem prawo
dynku i zaczynają wietrzyć najpierw
niony” – czytam napis na bramie.
– przekroczyłem bramę (bez karty
prawą, potem lewą dziurką od nosa.
Stoję niezdecydowany. Z bramy
wstępu) i byłem otoczony przez rój
Przepadłem... Zwietrzyli!... Bo oto
wyłazi stwór następujący: ma mary-
stukilowych aniołków w bieli.
Stara willa w Kosowie
Apolinary Tarnawski
skim ze Lwowa. Doktor, weredyk i
autokrata, strofował ich bez żenady,
zwłaszcza przy stole. Rewanżowali
MACIEJ DEMEL tekst
się żartem, że doktora – higienicz-
MARCIN ROMER zdjęcie
nego ekstremistę – trzeba będzie
stał się modny. Bywanie tu należa-
dobijać na sądzie ostatecznym, bo
Tarnawski urodził się w Gnoj-
ło do dobrego tonu, lecz wymagało
gotów żyć bez końca.
nicy k. Jaworowa w 1851 r. Studia
grubego portfela.
Z życiowych satysfakcji dra Tar-
lekarskie ukończył w Krakowie, a
W archiwum dra Szarejki znajdu-
nawskiego wypada odnotować tłum-
staże kliniczne odbywał w Szpitalu
jemy np. pochwalną notatkę wdzięcz-
ny zjazd Towarzystwa Przyjaciół Hu-
Powszechnym we Lwowie. Zdo-
nej pacjentki – Gabrieli Zapolskiej.
culszczyzny w Worochcie (1934) z
bywszy uprawnienia lekarza urzę-
Wstawanie o świcie, bieganie boso
udziałem premiera Składkowskiego.
dowego, czyli „fizyka”, pełnił obo-
po rosie, gimnastyka, praca w ogro-
Doktor był na tym zjeździe odpo-
wiązki w Borszczowie, Jaworowie,
dzie, jarska dieta, paradowanie w tu-
wiednio honorowany za pracę spo-
a wreszcie w miasteczku Kosów
nice. Miesiąc bez kawy, papierosów
łeczną, zwłaszcza za propagandę
Huculski za Kołomyją. Z tą miejsco-
i alkoholu. U bram zakładu witał gości
sadownictwa.
wością zwiąże się już na stale jego
transparent: „Władaj sobą”.
We wrześniu 1939 r. rodzina
nazwisko.
Na drugim biegunie palety wspo-
Tarnawskich rozpoczęła wojenną tu-
Korzystając z miejscowej saliny
mnień sytuują się krytyczne zapiski w
łaczkę i z armią Andersa znalazła się
i niezwykłego klimatu Pokucia, Tar-
„Dzienniku” Marii Dąbrowskiej. Tar-
na Bliskim Wschodzie. Dr Apolinary
nawski założył na zielonym pobrze-
nawskiego nazywa ona szarlatanem,
Tarnawski zmarł w 1943 r. w Jerozo-
żu Kosowa prywatny zakład przy-
a program zakładu makabryczną bla-
limie; został pochowany na stokach
rodoleczniczy. W pyszny krajobraz
gą, tragedią ludzi, którym zaszcze-
Tablica pamieci dra. Apolinarego Tarnawskiego
Syjonu, w katakumbach franciszkań-
wkomponowano trzy monumentalne
piono głodówkowe szaleństwo. Ton
skich. Przed śmiercią snuł ambitne
wotnie na 30 osób. Stopniowo roz-
Na ten system składały się dwa
warzelnie soli z pięknymi gotyckimi
emocjonalny zrozumiały, gdyż tu wła-
plany, a wśród nich pomysł założenia
rastał się przyjmując 50 internów, a
splecione ze sobą programy: jeden dla
salami, przestronne tarasy do leża-
śnie, w kosowskim zakładzie, zmarł
namiastki Kosowa w polskim Adam-
kwatery dla eksternów w miasteczku
ciała, drugi dla ducha. Ten drugi miał
kowania, baseny, solaria i domki dla
nagle mąż wielkiej pisarki.
polu w Turcji.
sięgały liczby dwustu.
na celu przestrojenie osobowości,
kuracjuszy rozrzucone po rozległym
Z list kuracjuszy można by zło-
W 1966 r. dr Wit Tarnawski wy-
Sezon kuracyjny trwał od 1 maja
walkę z hipochondrią i pesymizmem.
parku. Tarnawski stosował modne
żyć księgę śmietanki towarzyskiej
dał w Londynie książeczkę pt. „Mój
do końca października. Zjeżdżała tu
Tarnawski konsekwentnie formował
wówczas metody Lahmanna i Kne-
II Rzeczypospolitej. Roiło się tu od
ojciec”, w której znaleźć można wię-
galicyjska socjeta, a także goście
swój zakład w szkołę zdrowia, kładąc
ippa, zaostrzył rygory dietetyczne,
polityków, artystów, przedstawicieli
cej szczegółów, a także plan kosow-
spoza kordonów zaborczych. Wojna
nacisk na funkcję reedukacyjną.
podniósł rolę ćwiczeń fizycznych
wolnych zawodów. Bywało, że go-
skiego zakładu oraz portret doktora
światowa przerwała tę działalność;
Zakład powstał u schyłku ubie-
i hartowania, tworząc własny system
ściło w Kosowie równocześnie kilku
z jego autografem.
głego wieku i planowany był pier-
wznowiono ją w 1922 r. Zakład znów
kuracji naturalnej.
arcybiskupów, z unickim i ormiań-