29
nr 10 (446) 31.05.12.06. 2024
Kurier kulturalny
www.kuriergalicyjski.com
obloki ziewnęly
serce się dlawi
pisanie koszmarem
Witryna literacka
gaśnie przytomność
odslaniając podniebienie
stalem się poetą
dusza żyje
wymagającym korekty
zawstydzony
a zmiany
trzeba upaść
nabral niebiańskich kolorów
uwierają autentyczności
Kazimierz Burnat
czy w niespelnieniu odejdzie!
ostatnim liściem jesieni
organizm zgnębiony
barwnie odlecieć
oplywa rozgrzeszeniem
muszę koniecznie
Kredo
rozum ożywiony
***
zaszczepić dzikie slowa
Wędrówka
(może sercu rytm przywróci)
zaslyszane w snach
Dobrze być częścią czegoś
może boska niespodzianka
Dusza pogodzona z przeszlością
by znów móc
bez nadmiaru
z podniebienia niebios
W niedoświetlonym mirażu
wtapia się w ocean
wyrazić siebie i świat
wyjść poza swój byt
wprowadzi śmierć w agonię
z olejnych warstw
najlepiej jak to możliwe
staje się jego kroplą
wierszem śmierć zniewolić
da szansę doścignięcia Początku
wypelza poza ramę
Namysl
Pamięć narasta
coś zamienić odrzucić
bezksztaltne bóstwo kiczu
zglosić krótkotrwaly akces
trwanie cierpieniem
i nie czekając na zgodę
I
do wieczności
rozstanie pozorną ulgą
sytuuje siebie w kącie
Mamo
dlugotrwaly do życia
mojej prywatnej alienacji
pamiętam zapach żniwnego potu
Niepojętość
uzyskać polisę
To bylo tak dawno
wyżynanie sierpem
na wolność
już nie wie co zmyślone
lódź duszy
zakoli zleżalych zbóż
Myśleniem o Bogu
co prawdziwe
zakotwiczyla w skórze
powalonych burzą
odglosy w ciżbie
uznajesz jego istnienie
(zmyśle dotyku)
zlamaną żarnówkę
modlitwą zbiorową drzew
czekasz na podanie ręki
wtedy podając ci rękę
ciężarem kamiennego kola
(raczej dla zabawy)
spektrum barw
zakopcone szklo lampy
a zrzędzisz
Wszechświat bez granic
nie mogla przewidzieć
coraz puściej wokól
w niewidzeniu
chleb w pólmroku
co może się zdarzyć
nadziany zakalcem
Pamięci Jurija Zawhorodniego
bezbrzeżna samotność
wraz z cieplem dloni
w podróży do światla
o poetyckim wyrazie
poczula wewnętrzny ból
żywię się resztkami odrębności
wsialaś we mnie ziarno trudu
Dziesięciopiętrowy blok
zarumieniona
najdokladniej zapamiętany
nienasycenia
który mnie nie opuszcza
zacienia Twój grób
z owego wieczoru
gra aniola stróża
wprzęgnięty w kierat
dlużej przetrwa soczystość
jednak samym zawstydzeniem
motyl
nie ustaję
pamięci
nie otworzy na oścież
odtąd wypatrywanie na niebie
zdobywa światy kwiatów
wystyglo cieplo Twoich rąk
a Twoje wiersze
koloru twoich oczu
bramy zrozumienia
ale wciąż jesteś moją osią
Przeżycia duszne
nie przestaną broczyć
rozbujalo wyobraźnię
Zmiana Światla
polskimi znaczeniami
w drętwej glowie
w ten sposób
uwięziona myśl
użyczyleś powierzchowności
W cmentarnym katalogu
nie godzę się
w sercu tęsknota
jej marzeniom
poszukuję żywych idei
Pęka ziemia
na nieskończoność nocy
idealizującym cię doglębnie
(tęsknota jest wredna)
namacalną pamięcią
z wąskich szpar
dopóki sam nie osiądę
daremnie szuka
pelzną czerwone mrówki
ogarniam wszechświat bólu
na jej dnie
u ciebie wad
mialo nie być latwo
(niegdyś szczęścia)
do szarych ścian
i nie jest
i powodów do zagniewania
z kruchego jak świat betonu
w blękitnym mule
w podróży do źródel czasu
a wiatr
niebiańskiego balsamu
takie kipienie krwi
z czasem wszystko tlumaczy
duchowymi ścieżkami
wciska zapach karmy
spotkanie
utratą
pod rękę z oczekiwaniem
ocienionymi zwątpieniem
bez rozstania
religijne laknienie bez wiary
pasa bezpieczeństwa
gram w drewniane paciorki
nadchodzi obląkanie
czerpanie z niedowierzania
na postojach
zionie ogniem
II
Polanica-Zdrój, 17 listopada 2013 r.
szkicuję portret zarazy
wylania się nowy świat
Swoistość
zwaliska skarbem
Zryw
To bylo tak dawno
u źródel wydziedziczę choroby
blask zachodu
matowieje od gradu
Niemal wszystko umilklo
wbrew medykom i duchownym
Flagowy nalot na majdanach
jednym dotknięciem ręki
karcącego przepych Natury
slychać tylko echo pulsu
żądnym następnych zbiorów
ochryple palki zdrowe hasla
wszczepilaś we mnie niepokój
umarlych
jęzory blyskawic
górowanie nad tryumfem obcych
od tego czasu
aniol w ramionach
odkrywają napuszoną świeżość
wcześniej pomarańczowo
wszystko co mnie otacza
tego nikt nie musi rozumieć
sprzeczności
diabel w sercu
dziś niebiesko
kojarzy się z tobą
tylko latwe jest przyswajalne
widmo zbawienia
ale nie poddawaj się
z gwiazdami przedwigilijnymi
walcz o boskość
niebo ziemia
Aniol Pański
będzie narodzenie
ludzie
w świetle latarni
gubiąc po drodze świętych
wolność za gaz
cień smutnej kobiety
wynoszonych masowo
gaz lzawiący
Barwny rodzinny sad
która odchodzi
mimo grzechu
daremnie szukam wśród nich
pomniki Szewczenki ożyly
ledwie brzękiem pszczól
choć cząstki ciebie
ruszają z zatęchlych posad
cokolwiek zrobisz
zapewne ugrzęzlaś
rozbudzony dzień
stajesz się bezlistnym
poeci na barykadach
dobre dla jednych
a Ojciec już kosi
sierocym drzewem
w innej przestrzeni mentalnej
czyn i slowo
na nagiej skale
dla innych zle
dzieci wiążą snopy
huk ogień i krew
nadgarstkiem ocierając
trzeba jednym dotknięciem ręki
kryzys kompromisu
z twarzy soki trudu
***
ostatecznie i tak
oddać ci pas bezpieczeństwa
(moralność spoleczna zagrożona)
cialo do zwrotu
potem relaksują bose nogi
jednym dotknięciem
Dusza
latwo o bohaterstwo
dusza nieprzemijalna
w zroszonej trawie
dwu rąk
natlok patriotyzmu
też nie jest
pod koronami drzew
zamknąć wieko uludy
twoją wlasnością
rozdarta na cztery kawalki
a calą winę
rozszczelnily się więzi
dźwięk dzwonów
wsiala się tarniną
wziąć tylko na siebie
zacisnęly pięści
bądź sobie wierny
nawoluje do modlitwy
w czarną ziemię
Podniebienie niebios
ku dobru
tu i tam
a Mama z siennego progu
niebo zamknęly
przez konfrontację
do posilku
jeśli to możliwe
ostatnie klucze ptaków
Ziarna sumienia
zimna grudka
Sycenie nieznanym
Grudzień, 2013 r.
w palącym slońcu
wsiane w umysl
zastyga w plucach
plonują
rudzieje siwy kot
Rozdarcie
W przestrzeni
obok przygarbiony cień
na cztery kawalki
wybledzony od lęku
prostego chlopaka
w cztery strony
między myślą a wolą
Ich milość
wsluchanego w owadzi koncert
zbiera się do odwrotu
rozerwać niebiosa
umyslem a nieświadomością
pogrąża narastanie
spalić i zapomnieć
uczucia arytmiczne samolubne
lecz kpiące spojrzenia
Odwrót
nierealnych oczekiwań
lęk bierze górę
plączą nogi
nie pytać nie wiedzieć
wzmagających laknienie
jasne radości przybierają
nie rozumieć
odcień czerni
usztywniony
Boję się czasu straconego
strumieniem świadomości
jak zakurzony cień
potęguje niemoc
nie szlochaj moja duszo
krótkotrwalym jak tęcza
w wykrochmalonej bluzie
nie rozpaczaj
mimo sprawnego umyslu
ucieczki w twórczość
zwilżają sferę niedosytu
przeoczyleś nocną istotę wnętrza
dojrzewa do bojaźni
a trzeba się w niej zanurzać
kompulsywnie desperacko
aż nadto lzawią oczy
jego serce zaklóconym rytmem
nagle
niewidzialnego Boga
każdy czlowiek ma wlasny los
aby zniewolić lęk
zapisuje ostatni wiersz
ból którym nie może się podzielić
w cyklicznym ruchu
z książek zbudować zaporę
w lustrze rzeki
pelen do końca niewyrażalnych
(zależnym od pelni)
kolyszą się chmury
i szczęście którym obdarza
przed zmasakrowaną prawdą
zwątpień
i moje marzenie
niedostępną duszę
ukazal majestatyczne oblicze
przed nienawiścią
zdola uczynić cię szczęśliwą
ulegle serce
gniewu
aby Go zobaczyć